O gustach się nie dyskutuje, jednak lata siedemdziesiąte nie są różowe, a koszmarne. Przynajmniej według mnie. Wtedy to właśnie dogorywał dobry smak ludzkości, by ostatecznie wyzionąć ducha w latach dziewięćdziesiątych.
Najprawdopodobniej za dwadzieścia lat powiem to samo o współczesnej modzie, ale pytam się – jakim cudem ktokolwiek chciał założyć go-go boots? Samo patrzenie boli:
Obuwie lat 70 to specyficzny twór. Nie ukrywam, że dla mnie okropny, ale ma też swoich fanów. Znakiem rozpoznawczym są ogromne koturny i platformy, kanciate kształty nie tylko obcasów, ale całego buta. Dodatkowo żywe kolory łączone ze sobą w fantazyjne, często kontrastowe kombinacje barw.
Platformy od pewniej wysokości nadają stopie kształt końskiego kopyta. Najbardziej widoczne jest to współcześnie:
Ale wtedy też było:
Innym okropieństwem były (a raczej chyba są) tzw „earth shoes”, zaprojektowane przez instruktorkę jogi Annę Kalso, opierają się na „odwróconym obcasie” czyli na wyższej podeszwie z przodu, a wąskiej pod piętą. Miało to służyć zdrowiu. Buty zostały zaprezentowane przed światowym dniem ziemi.
Wróciły do nas również klapki dr.Sholla – moda a la pielęgniarka na dyżurze widocznie musi mieć coś w sobie. Rozumiem, że tej grupie zawodowej należy się szacunek, ale są chyba lepsze sposoby by wrazić swoją wdzięczność, niż bezczelnie parodiować uniform.
Dziwnym pomysłem są koturny stworzone przez Josepha Famolare z charakterystyczną „falistą” podeszwą.
Do tego wszystkiego dochodzą wymienione wyżej go-go boots (niczym z niskobudżetowego porno) i trepy (sama miałam je w przedszkolu, czyli w latach 90 i wtedy ponownie był na nie szał). Noszono również mokasyny, czy słynne klapki na obcasie „Candie’s”.
Łatwo chyba zrozumieć, czemu ta dekada nie cieszy się moim uznaniem pod względem osiągnięć mody.
Nie pisałabym o niej bez powodu.
Powodem jest ten koszmarek:
Są tak brzydkie, że musiałam je mieć. Trafiły do mnie z rąk sąsiadki, która wyrzucała stare rzeczy. Mam je już ładne parę lat i traktuję jako namacalny element historii mody, który mogę „poczuć” na własnej skórze.
Oczywiście, nie zamierzam ich nosić. Są absolutnie komiczne (i niewygodne). Czyja szatańska wizja je stworzyła? Nie wiem. Nazwa z metki nie funkcjonuje w Google, a jak wszyscy dobrze wiemy, jeśli czegoś tam nie ma, to nie istnieje.
Złote buciory (z powodu topornego kształtu nie mogę znaleźć lepszego słowa) na niewysokim obcasie z gumką jako elementem ozdobnym. Czy można wyobrazić sobie coś brzydszego?
A Wy co uważacie o stylistyce lat 70? Różowe, czy koszmarne? 😉